Sam sobie się dziwiłem, że po 23 latach kapłaństwa po raz pierwszy ruszyłem w drogę – 50 kilometrów – nie po to, aby odprawiać, głosić, spowiadać, ale po prostu się modlić i to nie w kościele lub kaplicy. Nigdy nie zapomnę wrażeń, jakich doznawałem, gdy znalazłem się w tym gronie. Serdeczne witanie się uczestników, intymność i trochę jakby konspiracja, spokojny wykład, a potem to najbardziej szokujące: modlitwa spontaniczna – autentyczna modlitwa, z serca, a nie z głowy i pamięci, skupione słuchanie i dzielenie się słowem Bożym…
Pobierz załącznik…